Jaja od szczęśliwych kur i ich naturalne przechowanie

Jaja od szczęśliwych kur i ich naturalne przechowanie

Wielu z nas poszukuje jaj od szczęśliwych kur. W ten sposób trafia do źródeł produkcji ekologicznych bądź biodynamicznych. Często z języka angielskiego jest tu mowa o jajach organicznych. Zatrzymując się na tym ostatnim określeniu – czym się różni „organiczny” od „nieorganicznego”, syntetycznego…?

 

Bardzo fajnie możemy tą myśl rozwinąć na podstawie np. pomidorów. Dlaczego konwencjonalne pomidory, w uprawach „na tysiąc sposobów” w przeważającej większości są dokarmiane w 100% syntetycznie…? Odpowiedź – bo to gwarantuje optymalną przewidywalność. Czy możemy się pokusić o stwierdzenie – że „organiczny”, naturalny, ekologiczny – to ten „nieprzewidywalny” …?

 

W naturze cykl kury jest tak stworzony, że ona: niesie jaja, wysiaduje je, zajmuje się kurczętami, odpoczywa i ponawia ten cykl. Może 1-3 razy do roku…?

Zacznijmy od tego – że dzisiaj „kwokanie” kury jest elementem bardzo niepożądanym na każdej kurzej fermie. W tym celu bilansuje się karmy i tworzy takie rasy bądź hybrydy nieśne, które genetycznie wstrzymują w kurze niosce ten proces. Dzięki temu taka nioska jest zobligowania tylko do niesienia jaj i przysparzania optymalnych zysków z przez nią znoszonych jaj. Możemy to w pełni utożsamić z „syntetycznym dokarmianiem pomidorów”.

Wracając do natury – jedna kura znosiła by jaja ok 3-4 tygodnie. Po tym czasie, uznawszy, że jest ich wystarczająco dużo w jej gnieździe – siada i zaczyna proces wysiadywania. Oznacza to – że tak to pierwsze – jak i ostatnio zniesione (np. 21 dnia) jajo jest optymalnej jakości, i to bez jakichkolwiek zewnętrznych elementów przechowalniczych, bo takowych w naturze nigdy nie było. Często jaja te zaliczały tak chłód nocy, upał dnia, jak i deszcz burzy… Tak było od zawsze, tak było biodynamicznie, organicznie i to jest okres, jaki daje się dzisiaj jako gwarantowany czas przydatności do konsumpcji – 28 dni. Czy ze wszystkich zalężonych jaj wylęgał się kurczaczek – niestety NIE. Można by powiedzieć, że Natura zawsze żyje swoimi tajemnicami, a „organiczność” swoimi nieprzewidywalnościami.

Jeżeli pragniemy zaznać smaku niespodzianki, unikalnego smaku i kształtu – to z cała pewnością nie wybierzemy „syntetycznego pomidora”, ale jednocześnie bądźmy otwarci na niespodzianki – i w przypadku jaj, nie zawsze te miłe.

 

Co jest największym wrogiem przechowywania ekologicznych jaj…? Nie są one „konserwowane” sterylnością czy jakimkolwiek napromieniowywaniem. Na ogół pochodzą z malutkich, nieklimatyzowanych kurników i nie są schładzane w chłodni. Poniżej podamy kilka praktycznych błędów, które na bazie nawyków bądź nieświadomości mogą doprowadzić do zepsucia nawet tych absolutnie najlepszych jaj.

 

Jeżeli nieschłodzone jaja włożymy do lodówki – to należy pamiętać, by tam od tego momentu non stop przebywały, aż do spożycia. Jakże często – piecząc domowy placek – wyjmujemy z lodówki całą wytłaczankę. Zużywamy raptem kilka jaj – a reszta sobie leży na stole i się nagrzewa. „Coś” może sprawić, że dopiero po dłuższym czasie z powrotem wkładamy je do lodówki; te schłodzone do kilku stopni jaja się nagrzewają, po czym ponownie w lodówce schładzają… I niestety – ale to może już wystarczyć, szczególnie kiedy w domu latem jest letnia temperatura ponad +25, by jaja zamieniły się w krótkim czasie w zbuki…

Inny przykład. Sklep, namaszczony krytyką klientów wkłada jaja do chłodni. Super – ale klient po zakupie jaj jest nadal w trakcie czynienia dalszych zakupów i musi jeszcze podjechać w kilka miejsc. W międzyczasie, w upalny, letni dzień auto na parkingach nagrzewa się do temperatury 30-50 stopni… Niby tylko chwila, ale ten moment może nieuchronnie zepsuć absolutnie najświeższe bio jajo…

 

Organiczność to czysta Natura; piękna, bo też nieprzewidywalna. My możemy tylko ją obserwować i podziwiać. Nigdy nie będziemy w stanie prześcignąć ją w perfekcyjności i genialności. Obserwujmy ją i twórzmy pamiętnik biodynamika, korzystając z Almanachu biodynamicznego. Utożsamiajmy zdarzenia z życia z tym co się dzieje na niebie; czytajmy kalendarz biodynamiczny „Dni Siewu” Marii Thun. Czyż nigdy nie zdarzyło się nam, że znając na pamięć przepis na drożdżówkę nagle nie wiedząc dlaczego, jak raz teraz, kiedy specjalnie chcieliśmy uraczyć nią naszych gości – wychodzi nam zakalec…?

 

/ Aktualności, Blog / Tagi: ,

Komentarze

Komentowanie zamknięte.